Kreatywna wiosna: o tym, jak zostałam medalistką i o opalaniu w mroźnym Opolu

12:02:00



Mam wrażenie, że to już lato w pełni, a tu dopiero zimna Zośka - zmyliła mnie pogoda, kupowanie roślin na balkon oraz wycieczki. Sami przyznacie, że to typowo wakacyjne atrakcje ;). Z wiekiem coraz bardziej doceniam pozytywny wpływ zieleni na moje samopoczucie (nie wyobrażam sobie wolnego weekendu bez spaceru do lasu (oczywiście z pieską, przecież leśne kąpiele odbywają się głównie z myślą o niej). Sami zobaczcie, jak tu soczyście, rześko i kojąco: 



Leśnym wojażom towarzyszyły te zakupowe, acz nadal roślinne: oprócz lawendy na balkon w domu pojawił się nowy lokator (szukałam czegoś do szklanej kuli) - Rhipsalis. Podoba mi się jego polska ksywka (patyczak). Podobno ma być łatwy w obsłudze, co mnie cieszy, podobnie jak fakt, iż wypuszcza już nowe odnóżki. Z kolei przypominające opuncję stworzenie poniżej po lewej to pamiątka z pracy, której na szczęście nie ususzyłam w cieniu monitora - teraz planuję zakolegować tę roślinę z którymś z sukulentów.

Jak wspominałam, ta wiosna podróżami stoi - w kwietniu był malowniczy Mediolan...




...a potem skoczymy na chwilę do majowego Opola - to niewielkie miasto spodobało mi się ze względu na swój spokój - w sobotnie popołudnie centrum miasta było puste (nie przywykłam do takich widoków w Poznaniu), a w cieniu parkowych drzew kończyłam pierwszy tom prawniczej serii Mroza. Historia Chyłki i Zordona tak mnie wciągnęła, że od razu sięgnęłam (z gołębiem) po część drugą, którą dziś zamierzam dokończyć. 


Gdy wysiadasz z pociągu i pierwsze, co widzisz, to lama (a następnie kolejna przy amifiteatrze, i z tego, co przeczytałam - jest ich więcej) - wiesz, że to nie przypadek. Podobno to akcja Lamowania miasta na 800-lecie miasta. Nam udało się spotykać dwie, podobno jest ich w całym Opolu osiem. Moja faworytka to ta w zielonych portkach na szelkach:

Ostatnio miałam też okazję być na meczu (a pomyśleć, że dopiero rok temu pierwszy raz odwiedziłam naszą pieczarkę;)). To nie koniec sportowych atrakcji - w sobotę zadebiutowałam jako wręczacz medali na mecie ultramaratonu - widok zadowolonych zawodników, dumnych z ukończenia tak długiego biegu (niektórzy przebiegli nawet 100 mil bez przerwy, wyobrażacie sobie?) był bardzo pozytywnym przeżyciem ;).


Dobrze, ziomeczki - wracam do Zaginięcia, a w kolejce czeka już tom trzeci. Tym razem - w wersji papierowej. (a za morze róż dziękuję kochanym ziomkom!)


Zostawiam Was z mediolańskim widokiem - słonecznego dnia!


You Might Also Like

0 komentarze