Tydzień all inclusive
23:05:00
W marcu jak w garncu - bardzo oryginalnie i ambitnie porównam mijający tydzień (poziom ogarnięcia sięga zenitu - przed chwilą napisałam zeszłoroczny tydzień ;D) do szykowania obiadu - raz robisz pesto, raz zupę jarzynową. Tak też wyglądały ostatnie dni - totalny misz-masz wszystkiego i, moje kochane ziomeczki, zmiany! Idą zmiany!
A. Mieć weekend po weekendzie.
Ostatni semestr akademicki rozpoczęłam w środę, więc w gratisie dostałam czterodniowy weekend ;-) Całkiem sympatycznie zaskakuje plan zajęć, zachwycam się nim już kolejny tydzień i wyjść z podziwu nie mogę - zajęcia dwa dni w tygodniu, dwa dni pod rząd. I to bez żadnych okienek. Czy to jawa czy wciąż śnię? Cieszę się, że tej wiosny mogę mieć życie poza uczelnią. A czym będę zajmować się w czasie wolnym od zajęć? O tym za trzy sekundy.
B. Zacząć nowy semestr na uczelni.
zajęcia w tym semestrze opierają się w dużej mierze na utrwaleniu wcześniej zdobytych umiejętności i przećwiczeniu ich w praktyce. Raczej nie zapowiada się nic kompletnie nieznanego i nowego. Czas zajmie analizowanie historii oraz kompozycji danego obszaru, projektowanie zmian - czyli standardowa praca semestralna, tylko że dotycząca dotychczas nieznanych obiektów :-)

1. Malowniczy powrót do domu. Bardzo podoba mi się cisza wiejskiego krajobrazu budzącego się do życia po zimowej hibernacji.
2. Wydarzenia ostatnich dni uwieczniłam powyższym autoportretem. Jak debiutować to na różnych polach - tutaj akurat padło na #mirrorselfie.
C. Dostać pracę. I zacząć pracę.
Moje zeszłotygodniowe wyprawy w teren zakończyły się sukcesem - hurra, dostałam pracę, która mnie cieszy :-) Nie ma to jak praca z dziećmi i to w ciekawym miejscu. Póki co nie zdradzam co to za obiekt. Niebawem poświęcę mu więcej uwagi w którymś z nadchodzących postów, bo to miejsce godne polecenia.
P.S. Kochana uczelnio, dziękuję Ci, że umożliwiasz mi pracę... dając trochę wolnego :)
P.S. Kochana uczelnio, dziękuję Ci, że umożliwiasz mi pracę... dając trochę wolnego :)
D. Znaleźć i zrobić coś sympatycznego w sferze książkowej.
W zeszłym roku podjęłam książkowe wyzwanie. W tym roku idę na spontan i nie narzucam sobie żadnych czytelniczych ograniczeń - co wpadnie mi w ręce i przyciągnie uwagę - zostaje ze mną na dłużej. W tym tygodniu przyjaźnię się z takim trio:
Zgodnie z zasadą jeśli czytasz jedną książkę, to zacznij dwie kolejne, bo nie możesz się ich doczekać czytam trzy pozycje równocześnie. Zbiór wywiadów z psychologami i psychoterapeutami pt. Żyj wystarczająco dobrze pomaga mi zrozumieć te z zachowań i postaw innych ludzi, których najzwyczajniej w świecie pojąć nie umiem. Logiczne ich wytłumaczenie językiem przystępnym, a zarazem konkretne przedstawienie tematu pomogło mi zrozumieć pewne motywy zachowań i otworzyło szerzej klapki mózgu.
Płeć mózgu znalazłam w bibliotece na półce z nowościami, po czym siostra oświeciła mnie, że przecież tę pozycję mamy w domu i nie jest ona żadną nowością. Cieszę się, że trafiłam na tę książkę, bo fajnie uzupełnia Żyj wystarczająco dobrze tłumacząc róźnice między mózgiem żeński i męskim. Dzięki umieszczonemu w niej testowi sprawdziłam, czy mój mózg działa bardziej jak kobiecy czy może jednak bliżej mi do panów pod względem postrzegania rzeczywistości ;-)
Najnowsza z książek, która trafiła w moje ręce, to dzieło mojego idola, którym jest ksiądz Kaczkowski - chciałabym kiedyś posiąść jego mądrość życiową. Albo chociaż choć trochę się do niej przybliżyć.W osiedlowej bibliotece upolowałam za grosze książkę z mojej ukochanej serii Jeżycjada. Nieważne, czy mam lat 12 czy 24 - tak samo lubię wracać do opowieści z życia ziomeczków Borejków, są jak dobrzy znajomi. A Pulpecji nie czytałam miliony lat.
Ziomeczki, życzę Wam pokładów przyjemności na najbliższe dni!