Co po maturze?
20:29:00
Korzystając z trwającej właśnie akcji #CoPoMaturze organizowanej przez Anię (klik) i Dagmarę (klik) postanowiłam podzielić się moimi przemyśleniami. Pamiętam doskonale jakie uczucia towarzyszyły mi tych ładnych parę lat temu...
Kiedy kończyłam gimnazjum, przekonana o tym, że jestem dorosłym, poważnym człowiekiem (przecież szesnaście lat to już nie przelewki) miałam całkiem jasno określony kierunek dalszej edukacji - matura z rozszerzonego angielskiego i wio na filologię! Jednak już koło osiemnastki tak pewna tej decyzji nie byłam...owszem, lubię uczyć się języków, łatwo przychodzi mi nauka słówek, lecz zamarzyło mi się wówczas coś innego. I to coś z czasem zaczęło przybierać całkiem realny pomysł o studiowaniu Architektury. Kulałam się z tą decyzją poważnie przez ostatnie z licealnych wakacji, aż doturlałam się w trzeciej klasie na kurs rysunku. I korki z rozszerzonej matmy. I tak, byłam na humanie, gratulując sobie wyboru kierunku studiów tak bardzo niepowiązanego z rozszerzoną historią czy WOSem.
Szukałam wówczas odpowiedzi na egzystencjalne pytanie z cyklu "Jak ogarnąć rysunek na tip top w dziesięć miesięcy?" O matmie już nie wspomnę...Nie poddałam się. Chodziłam z duszą na ramieniu na cotygodniowe zajęcia z rysunku, blednąc na ocenie zadań domowych jak przed pierwszą spowiedzią (tak, ten pokój przypominał konfejsonał). Na korepetycje z matematyki chodziło mi się za to całkiem przyjemnie. Do tego korki z angielskiego, mając na uwadze jakąś filologię jako plan awaryjny. W razie architektonicznego niepowodzenia zakładałam, że spędzę rok ucząc się języka, a następnie ponownie podejdę do egzaminu na Politechnice.
Miesiące mijały i nadeszła chwila prawdy. Matura. Czułam się nawet całkiem przygotowana - nawet z rozszerzenia z matmy! Wiedziałam, jakiego typu zadań się spodziewać, że zawsze coś się uda wykombinować. Zwykłam oceniać swoje umiejętności raczej surowo, ale mimo to czułam, że włożyłam w ten przedmiot sporo wysiłku w ostatnich miesiącach. Niestety - gdy zobaczyłam arkusz rozszerzony, wiedziałam, że nie będzie tak łatwo. Układ arkusza był inny niż w poprzednich latach, wycisnęłam jednak maksymalnie widzę z cebulek włosów i coś powstało. Ale nie było to coś, co mnie zadowalało.
Pozostałe przedmioty, które interesowały mnie pod kątem maturalnym (polski, angielski) poszły mi całkiem w porządku - byłam szczególnie zadowolona z rozszerzeń, czułam, że jestem przygotowana.
Matury dobiegły końca, a ja zostałam na placu boju z przygotowaniami do egzaminu z rysunku i post-matematycznym smuteczkiem. Do zderzenia z Politechniką został miesiąc z hakiem i kilka zajęć przygotowawczych w studio. Wiedząc, że to właśnie dobra kreska jest dużo ważniejsza niż sam wynik matury, nie traciłam nadziei.
Niestety, nie udało się - odczytując wyniki egzaminu jasne stało się, że nie jest mi dane zacząć przygody z Architekturą. Z samego egzaminu pamiętam wszechobecne przejęcie, tłumy ludzi z deskami pod pachą i to, że rysowałam dworek z Pana Tadeusza. No nic, trzeba przeprosić się z filologią (rejestrowałam i dostałam się na trzy) albo...postawić na drugą wersję planu b - Architekturę Krajobrazu;). W czerwcu Uniwersytet Przyrodniczy organizował egzamin wstępny dla kandydatów. (jakoś tuż przed tym politechnicznym). Zdałam! W dodatku, jak się później okazało, wyniki z matury całkiem nieźle się wpasowały w wymagania rekrutacyjne.
Pierwsze zajęcia na uczelni, w tajemniczym budynku koło traktorów, pamiętam do dziś. Z biegiem czasu coraz bardziej podobała mi się ciekawa mieszanka przedmiotów technicznych (matma, geometria wykreślna, rysunek techniczny), przyrodniczych (botanika, dendrologia, rośliny ozdobne) i artystycznych (historia Architektury i urbanistyki, wszystkie przedmioty z planowaniem przestrzeni, rysunek odręczny, malarstwo). Przetrwałam semestr, rok, i nadeszły wakacje. I jakoś straciłam ochotę na zmianę uczelni ;)
Co robiłam na studiach poza nauką?

Korzystając ze statusu studenta, miałam okazję wziąć w efektownych Targach Ogrodniczych Gardenia - ciekawe prelekcje, mnóstwo roślin, darmowe egzemplarze Zieleni Miejskiej, cenne doświadczenie.
Jeśli zaś chodzi o życie pozauczelniane, korzystając z mojego zamiłowania do wszelkich zabaw plastycznych, w czasie studiów kilkukrotnie pracowałam m.in. jako animator zabaw dla dzieci - łączenie pracy z zabawą podobało mi się na tym etapie życia ;).
Co jeszcze zrobiłabym jako studentka?
Mijają właśnie dwa lata odkąd zostałam magistrem. Gdybym mogła coś zmienić, spróbowałabym się w jakimś z projektowych konkursów oraz poszukałabym na własną rękę dodatkowych praktyk, by poznać dokładniej jak wygląda w rzeczywistości praca Architekta Krajobrazu - osiem obowiązkowych tygodni to zdecydowanie za mało, a zajęcia teoretyczne nie oddają w pełni rzeczywistości.
ja vs pomiary drzew do magisterki |
Co po studiach?
Architektura Krajobrazu (przynajmniej w Poznaniu) nie jest bardzo licznym kierunkiem - pierwszy stopień zaczynaliśmy w gronie ponad 70 osób, natomiast drugi stopień skurczył się do grupy liczącej troszkę ponad 30 studentów. Część z osób weszła na ścieżkę zawodową związaną z roślinnością (projektowanie, zakładanie, pielęgnacja ogrodów, zakładanie systemów nawadniających), drugi popularny kierunek to prace związane z grafiką. W czasie zajęć tworzyliśmy plansze zaliczeniowe z wizualizacjami projektów, uczyliśmy się, jak na mapie prezentuje się inwentaryzację zieleni danego założenia. Jeśli zaś chodzi o same programy komputerowe, to podczas studiów poznawaliśmy m.in. Photoshopa, ArchiCADa, Autocada, Gimpa, SketchUpa.
![]() |
wizualizacje koncepcji zagospodarowania boiska szkolnego, praca inżynierska |

Z perspektywy czasu cieszę się, że trochę przypadkiem los postawił mi przed nosem opcję studiów, o których wcześniej mało wiedziałam, a okazały się tak ciekawe i rozwijające. Ani razu nie miałam ochoty uciekać! Przekonałam się, że plan b niekoniecznie oznacza rezygnację z marzeń, wręcz przeciwnie - może otworzyć drzwi do studiów, które również dadzą satysfakcję. Warto mieć oczy i uszy szeroko otwarte na alternatywne kierunki nauki.
0 komentarze