Spacerem przez Mediolan
21:04:00
Zabieram Was dziś w podróż do Mediolanu – będzie słonecznie, intensywnie i smakowicie – nie będziemy się nudzić!
W piątek ruszamy w drogę do Berlina, po południu czeka nas
lot. Choć poranek w Niemczech należy do tych raczej bardzo rześkich – w ciągu
dnia rozkwita piękne słońce i na pokład samolotu wsiadam już w okularach
przeciwsłonecznych. Pogoda w samym Mediolanie zapowiada się wręcz idealnie – w trakcie
naszego pobytu ma być ok. 20 stopni, a deszcz ma nadejść w dniu wylotu (tyle
wygrać!). No, to w drogę!
Lecimy niecałe półtorej godziny. Jak dobrze trafić na
miejsce przy oknie i spoglądać z góry na Alpy…
Jesteśmy w Mediolanie w Bergamo! Pilot żegna się sympatycznym Hakuna matata, a my ruszamy na autobus - do celu podróży zostało jakieś 50 km, które szybko pokonamy autobusem. Czas na wycieczkę do mieszkania. Ostatnie zadanie na dziś to zdobycie kluczy do mieszkania, które właściciel zostawił w pobliskiej knajpce - dogadanie się z Włochami nieznającymi angielskiego - bezcenne doświadczenie, które będziemy wspominać z uśmiechem (tu przydaje się znajomość hiszpańskiego;)). Dzień kończymy bogatsi o dwa nowe słówka - klucze po włosku to chiave, natomiast po hiszpańsku - llave.
Buonanotte!
Dzień dobry w sobotę! Idziemy na metro, zaspokajając poranny głód focaccią z pomidorkami. To dopiero początek kwietnia, a zieleń rośnie jak szalona, oczy się radują ;)
Po odebraniu pakietu startowego (w niedzielę maraton!) rozpoczynamy zwiedzanie. Pierwszy punkt to oczywiście Piazza del Duomo i katedra (Duomo). Strzelista, jasna budowla robi wrażenie zarówno z daleka, jak i z bliska - detalom będziemy mieli okazję przyjrzeć się za chwilę.
Rzucamy okiem na Galerię Wiktora Emanuela II, podobno jedną
z najpiękniejszych galerii na świecie – sprawdzimy zaraz na własne oczy,
czy wnętrze jest równie eleganckie jak fasada ;).
Przeszklony sufit i mnogość detali na ścianach robią wrażenie.
Jak głosi zasłyszana wiedza ludowa, odwiedzając galerię, stojąć na genitaliach byczka, należy obrócić się na prawej pięcie wokół własnej osi, by zapewnić sobie pomyślność:
Odbijamy trochę w bok katedry, by kupić bilety wstępu do wnętrza świątyni oraz na jej dach. Samo wejście do katedry kosztuje 3 euro, natomiast wejście na dach katedry schodami - 9 euro, a wjazd windą - 13 euro. Na plakatach kusi droższa opcja (20+ euro) oferująca pierwszeństwo wejścia, bez stania w kolejce. Decydujemy się na opcję tańszą i ustawiamy się w kolejce przed katedrą. Jak się okazuje, porusza się ona dość sprawie i po niecałej godzinie wchodzimy do środka. Nasz bilet upoważnia również do zwiedzenia m.in. obszaru archeologicznego w podziemiach kościoła.
Oczekiwanie na wejście do Duomo to dobra okazja, by przyjrzeć się bliżej misternym rzeźbieniom fasady - całkiem spore te winogrona po prawej, prawda? |
Obejrzeliśmy katedrę od środka, z dołu (katakumby okazały się miejscem w ciekawy sposób prezentującym historię powstawania katedry), czas udać się na jej dach i popatrzeć na świat z góry.
Wybieramy opcję z wejściem schodami (podobno 201 stopni). Kolejka mknie szybko ku drzwiom wejściowym, a samo wchodzenie kończy się szybciej, niż się spodziewam. Panorama miasta to mój ulubiony element tej wycieczki, zdecydowanie warto było tu się wspiąć:
Na zegarku wybija godzina mocno popołudniowa, trochę zgłodnieliśmy - idziemy na pizzę? To pytanie retoryczne, oczywiście! Zachęceni pozytywną opinią pizzerii przy via Magolfa 15 we wpisie Weekendowych (klik) przejeżdżamy kilka stacji niebieskim tramwajem i trafiamy do zupełnie odmiennej dzielnicy miasta, która wzbudza wspomnienia amsterdamsko - weneckie, ze względu na obecność malowniczych kanałów. Jest stragan z soczyście pachnącymi truskawkami, jest słońce, woda i wygrzewający się ludzie - zupełnie jak w pełni lata:
Chwilkę spacerujemy między kanałami i znajdujemy poszukiwaną ulicę. Donice-pilastry wpadają mi w oko:
Tak, poproszę dwie pizze. I pozdrawiam polskich sąsiadów ze stolika obok ;)) |
Żołądki i baterie naładowane, możemy ruszyć do ostatniego punktu programu na dziś - czeka na nas Zamek Sforzów i towarzyszący mu Park Sempione, i Łuk Triumfalny, który nam zamknie kompozycję dzisiejszego planu wycieczki. Skaczemy do metra i już z oddali widzimy wyłaniające się zamkowe wieże.
Park tętni życiem - zaraz wybije dziewiętnasta, ludzie zajmują trawniki, knajpki, bawią się, śpiewają. Panuje tu bardzo przyjemna atmosfera sobotniego wieczoru. Z tym miejscem kojarzą mi się psy. Dużo właścicieli z psami. (i piesek na ławce, słodziaczek). Podobnie jak w Amsterdamie, zauważam, że w całym mieście sporo jest psich obywateli :)
Przechodzimy przez zamkowy dziedziniec, za murami - duuuuży park |
Na samym końcu zielonego raju cykniemy pamiątkowe zdjęcie łuku i pomału skierujemy się spacerem w stronę metra. To był długi i pełen wrażeń dzień, który pokazał, że Mediolan to miasto z życiem, przyciągające majestatycznością zabytkowych budowli, pełne zieleni i wakacyjnych krajobrazów.
Pssst, bonus dla wytrwałych - wspomnienie z meczu na San Siro!
Spory jest, trzeba przyznać;) |
Było miło, ale czas się pakować i wracać do rzeczywistości...zgodnie z prognozą, w dniu wylotu niebo płacze, lecz niekorzystną aurę rekompensuje górski krajobraz, który obserwujemy przez szyby lotniska w Bergamo. Jest moc:
Ci vediamo, Italia!
Lądujemy w Berlinie, czeka nas tylko autobus powrotny do Poznania - hahaha, paradoksalnie ostatni etap podróży okazuje się tym najbardziej barwnym i obfitującym w przygody - na granicy czeka nas kontrola paszportowa, w międzyczasie jeden z cudzoziemców ucieka - to byłby dobry pomysł na film ;D
0 komentarze