Kulinarne eksperymenty: warto czy szkoda czasu na wydziwianie w kuchni?
15:02:00
Wraz z nadejściem lipca (a raczej: dokładnie po zakończeniu zmagań z magisterką) naszła mnie ochota na rozwijanie umiejętności kulinarnych. Niespodziewany przypływ gastroenergii przybył zupełnie niespodziewanie. Krótka analiza stanu rzeczy doprowadziła mnie do następujących wniosków:
a. praca dyplomowa złożona w dziekanacie. Dwa tygodnie do egzaminu końcowego. Trzeba było czymś zająć ręce,
b. noga w ortezie wykluczała chwilowo wychodzenie z domu, a rączki zostały sprawne,
c. w domu pojawiły się intrygujące produkty pokarmowe, o których bliżej niżej,
d. no i w końcu - trzeba być poważną kobietą z klasą i zdobywać nowe umiejętności.
Bezpośrednią inspiracją do pierwszego eksperymentu z cyklu próbujemy nowe był przepis Ani [TEN] na wegetariańskie kotlety z kaszy jaglanej. Został opublikowany akurat wtedy, gdy zaczęła mnie nachodzić ochota na próbowanie nowego. Kiedy zobaczyłam zdjęcia na blogu, od razu przypomniały mi się podobne wege kotleciki, które bardzo mi zasmakowały. Przygotowała je moja żona projektowa Agnieszka (którą gorąco pozdrawiam, jeśli tu jest! Tak, byłaś moją muzą:D), kiedy pracowałyśmy nad ostatnim projektem zaliczeniowym na studiach. Z nutką sentymentu dodam, iż przy kotletach walczyłyśmy z wytyczeniem szlaku kultury folwarcznej.
Wracając do samego dania - kotlety zostały zmodyfikowane po przeanalizowaniu aktualnego zaopatrzenia lodówki. Sos to inwencja własna, bo akurat taki był, a wiadomo, że sos do kotletów z reguły pasuje. Zwłaszcza pomidorowy, a jedzenia się nie wyrzuca.
Wnioski: danie smaczne, proste, bez wydziwiania i wielogodzinnych przygotowań. Chętnie kiedyś zrobię jeszcze raz :-)
W podpunkcie c. wspominałam o nowych produktach spożywczych w domu - nasiona chia to jeden z nich. Początkowo dodawałam je po prostu jako dodatek do kompozycji jogurt naturalny+owoc ot tak, bo dobrze wpływają na zdrowie dzięki równowadze kwasów tłuszczowych. Po jakimś czasie olśniło mnie, że to przecież te słynne nasionka, z których robi się pudding chia. Zalane dowolnym płynem pęcznieją i po kilku godzinach powstaje intrygująco wyglądająca masa budyniowa. Nasionka same w sobie nie mają smaku, przejmują go w dużej mierze z płynu. Próbowałam wersji z mlekiem krowim oraz sojowym plus z dodatkiem owoców.
Wnioski: średnio przypasował mi smak budyniu sojowego. Zdecydowanie wolę najzwyklejsze mleko. Może następnym razem spróbuję migdałowego? Jeśli zaś chodzi o owoce - lepiej sięgnąć po te o zdecydowanym, kwaśnym smaku - maliny, owoce leśne (tu akurat próbowałam w formie musu) czy kiwi dają dobrze radę.
Ciasto imieninowe wykonane na życzenie solenizantki. Kruchy, maślany spód schowany pod pierzynką z mascarpone i serka waniliowego. Na wierzch: owoce sezonowe. I mięta z ogrodu.
Wnioski: Bożeno, jakie to było smaczne. Ach. Wrócę.
Szukałam szybkiego dania, które nasyci na długo. Padło na dobrze znaną, poczciwą kumpelkę owsiankę na mleku. Jednak dla odmiany po raz pierwszy została wzbogacona sproszkowanymi, mrożonymi jagodami acai (to drugi z testowanych produktów z podpunktu c. wstępu). Do tego typowe dodatki, czyli banan i cynamon. Byłam ciekawa jak smakują te magiczne cudeńka acai i są takie...specyficze ;-) smakują jak zmielone, wysuszone czarne porzeczki czy jagody. Czasem da się wyczuć posmak jakby...gorzkiej czekolady? Trudny do jednoznacznego określenia, intrygujący smak ;-) Nawet niewielka ilość barwi danie na fioletowawo.
Wnioski: szybkie, smaczne, zaspokaja głód. Idealne przed dłuższym wyjściem z domu.
Na zakończenie jeden z moich najnowszych tworów, czyli fasolinek - murzynek, który zamiast mąki zawiera czerwoną fasolę z puszki. Oprócz tego - banany, no i rzecz jasna - kakao. Smakuje identycznie jak większość wegańskich, słodkich wypieków, które miałam okazję spróbować. Jednak nie jest wegański, bo zawiera jajka.
Wnioski: ciasto ma wspaniałą konstystencję - fasolinek jest taki idealnie sprężysty, mięciutki, nie ma w nim grama nadmiernej suchości. Pięknie pachnie bananami. Trochę mniej nimi smakuje. Nie jest typowo słodki, więc amatorom ciast z gatunku sugar, yes, please dodałabym solidną porcję miodu lub słodki krem do przełożenia. To ciasto mnie autentycznie intryguje i uważam, że ma potencjał. Najlepiej określa je przymiotnik specyficzne. Chciałabym wypróbować warianty z różnym natężeniem słodyczy.
Lipcowe eksperymentowanie z jedzeniem pozwoliło mi odkryć przepisy łatwe i zarazem szybkie, a przede wszystkim - pozwoliło zapoznać się z nowymi, nieoczywistymi smakami. Czasem warto się przełamać i spróbować czegoś trochę dziwnego. Pierwszy raz w życiu doznałam odczucia, że coś mi smakuje i jednocześnie nie smakuje...inspirujące doznanie ;-)
Ziomeczki, jak tam w Waszych kuchniach? Lubicie eksperymenty i sięganie po nieznane, egzotyczne smaki? Co ostatnio wpadło Wam w ręce/garnki/piekarniki?