­
­

Jest coś, czego nie kupi się za nic...czyli o bohaterach dnia codziennego

17:57:00



Wczoraj udałam się na spacer do lasu po raz pierwszy od prawie pół roku. Początkowo unieruchomiła mnie orteza, potem - opowieści o grasujących dzikach i ekshibicjoniście w masce. W porządku, na takie atrakcje byłam przygotowana. Dochodzę do lasu, a tu z zieleni wyskakuje ciemnoskóry mężczyzna wydający dziwne odgłosy, uśmiechnięty od ucha do ucha. Skąd się tam wziął? Był opiekunem na półkolonii, bawił się z dziećmi w chowanego...;-) Życie lubi stawiać na drodze ciekawych ludzi. Jednych się tylko mija bez słowa, z innymi zamienia parę słów. I czasem potrafią być naprawdę intrygujący. Pojawiają się w moim życiu przypadkowo, czy to wszystko jest z góry zaplanowane? Sama nie wiem...;-) Zapraszam na krótki spacer po galerii ciekawych postaci, które spotkałam absolutnie przypadkiem w tym roku, a zapadły mi głęboko w pamięć (imiona wymyślone). 

Pytanie na rozgrzewkę: kto poznaje czyje słowa cytuję w tytule? ;-) 

Silna osobowość

Panią Bożenę poznałam w kolejce. Czekałyśmy dłuższą chwilę i po prostu zapytałam, czy jest przed, czy może jednak za mną. Kobieta okazała się być sympatyczną, rozmowną osobą. Jak to w kolejkach bywa, na rozmowę było całkiem sporo czasu, więc opowiedziała mi trochę o swoim życiu.  O tym, że kiedy dostała udaru x lat temu w noworoczny poranek...mąż miał do niej pretensje, że przespała Sylwestra. I kiedy rano obudziła się częściowo sparaliżowana, to ona musiała instruować męża, co ma robić, ponieważ był zszokowany. Pani Bożena otwarcie mówiła, że jest człowiekiem o silnej osobowości. Takie sprawiała wrażenie, a przedstawione przez nią historię tylko temu dowodziły. Szczególnie opowieść o rodzinnej imprezie urodzinowej syna, który chwilę przed całą uroczystością nieszczęśliwie uderzył się przedmiotem w oko i zamiast zasiąść do stołu, rodzina wsiadła do samochodu i udała się na pogotowie. Kiedy pani Bożena weszła do pokoju syna i zobaczyła ściany we krwi - nie spanikowała jak reszta. Po prostu włączyła tryb działania, a zmęczenie przyszło po opanowaniu sytuacji. Na szczęście syn nie stracił oka, tylko rozciął powiekę. Muszę przyznać, że ta osoba naprawdę była dla mnie wielkim, pozytywnym WOW!

Masz ładny ogonek ;-)


Lotnik

Pan Wiesław przysiadł się do mnie w autobusie. Był to dość ciężki czas, gdyż na raz nałożyło się na mnie kilka bardzo ciężkich tematów i mój wskaźnik energii życiowej był na minusie. Jechałam akurat na egzamin i skupiałam się na tym, by się po drodze z bezsilności nie rozpłakać. I tak sobie jadę na egzamin i wsiada on. Starszy pan o kuli i wybiera miejsce koło mnie. Czytałam akurat notatki. Pan poważnym głosem zapytał, czy wszystko, co mam na zielono, jest ważne. A muszę dodać, że jestem z grona TYCH ludzi:

źródło: http://www.demotywatory.pl

Tym zapytaniem pan zagaił rozmowę i opowiedział mi historię życia. Kilkadziesiąt lat temu był lotnikiem, jednak musiał zrezygnować z latania, ponieważ ma problemy z krążeniem. Od wielu lat dzień w dzień musi bandażować lewą nogę specjalistycznymi, sprowadzanymi skądś bandażami
 by normalnie funkcjonować. Lekarstwa na to nie ma. I chodzi się panu Wiesławowi coraz gorzej, ale - chodzi. Ta historia zapewne nie uderzyłaby mnie jakoś specjalnie, gdybym akurat sama nie miała problemów z chodzeniem. Los chciał, że spotkałam tego pana jakieś trzy dni po otrzymaniu wyników rezonansu mojego kolana i byłam troszkę nimi przerażona. Po wyjściu z autobusu poczułam się jak skończona kretynka, użalająca się nad nogą, którą można naprawić. ;-)



Mocne nerwy
Pani Zofia to pani dobiegająca wieku emerytalnego, jednak duchem - młoda kobieta. Wydawała mi się taką ciepłą, dobrą osobą. Opowiedziała mi, że kiedy mąż się jakoś głębiej zaciął - zamiast jechać na pogotowie - zszyła mu ranę w domu, zwykłymi nićmi. I w ogóle nie przerażał jej ten widok. Pani Zofii ufa nie tylko jej mąż, lecz także jej koleżanka, która po zranieniu szła do niej przez pole, szła, szła i płakała z bólu, ponieważ nie chciała pojechać na izbę przyjęć. Pani Zofia dała radę ;-)

 

Książę
Na koniec krótka refleksja na temat ludzi w komunikacji publicznej. Jeżdżenie autobusem z nogą w ortezie i o kuli to wyzwanie. Zwłaszcza, gdy jest to faza początkowa i noga boli przy podpieraniu się na niej. W tych tygodniach włączyłam tryb survival: jeśli nikt mi nie ustąpi miejsca to modlę się o to, by w autobusie nie rzucało i żebym ustała na jednej kończynie. Miałam wówczas naiwne wyobrażenie co do pasażerów. W głowie nosiłam wizję, że kobiety w wieku matczynym, około czterdziestki, cechują się empatią. Szybko zderzyłam się z rzeczywistością, kiedy właśnie takie panie wpychały się przede mną w drzwiach i zajmowały ostatnie wolne miejsca. Trafiłam na takie zachowanie parę razy. Patrzyłam im w oczy, gdy siadały, i zero reakcji. Dla równowagi pozytywnie zaskoczyłam się kilkukrotnie reakcjami takich ziomków, po których w ogóle się tego nie spodziewałam ;-) Dwoje nastoletnich chłopaków, na oko wczesne gimnazjum, do których stałam tyłem i to kawałek dalej - po prostu podeszli i zapytali: czy chce pani usiąść? Zatkało kakao. A zatkało jeszcze bardziej, gdy do siedzącego obok kolegi powiedzieli: suń się, książę. To było takie...po prostu miłe zachowanie ;-). Mentalne wsparcie uzyskałam również od paru starszych pań (trochę się pani pomęczy i będzie dobrze, miałam podobnie czy proszę usiąść z tym kolanem, wysiadam na następnym przystanku).



Zdarza Wam się spotykać interesujące osoby zupełnie przypadkiem? Lubicie takie przypadkowe rozmowy?

  
PSST... Tutaj [TU] opisywałam o tym, jak przypadkiem poznałam na szwedzkiej plaży polską piosenkarkę ;-)




You Might Also Like