­
­

O relacjach międzyludzkich, odcinek: hejt

22:48:00


Sposobu na relacje z ludźmi, a uściślając - z ludźmi, z którymi trudno złapać mi nić porozumienia - szukam od baaaaaardzo dawna. Najłatwiej byłoby schować się w kurniku vel szopce z narzędziami, ale przecież nie chcę być odludkiem ;-). Nie jestem także pizzą, żeby wszyscy mnie lubili. Wręcz przeciwnie, jestem w pełni świadoma, że jest taka grupa ludzi, która po prostu mnie nie trawi. Tego, jaka jestem, co lubię i jaki mam styl życia. W porządku, nie oczekuję uwielbienia całego świata ;-) Nie rozumiem jedynie, czemu niektórzy uzurpują sobie prawo do mówienia mi, że nie podoba im się, że jestem...sobą. Trochę przykre, że wygłaszanie w twarz chamskich komentarzy daje im satysfakcję. Przez długi czas uważałam, że takimi opiniami nie powinnam się w ogóle przejmować. Lepszą opcją wydawało mi się udawanie, że nie ma tematu, ale sama siebie oszukiwałam, że to prawda ;-) W związku z tym, że chlebem powszednim jest spotykanie na różnych etapach życia i w odmiennych okolicznościach takich właśnie osób - musiałam wypracować bardziej skuteczne środki radzenia sobie z atakującymi. Ustaliłam dwie, bardzo proste, klarowne zasady, które znacząco pomagają mi wycisnąć z tych złych emocji coś...dobrego. Bo da się wycisnąć całkiem sporo. Wszystko zależy od punktu widzenia.


PO PIERWSZE - SZACUNEK DO DRUGIEGO CZŁOWIEKA
Po raz pierwszy z ziomkami, którzy jawnie hejtowali mnie w twarz, spotkałam się w gimnazjum. Nie zgadzałam się zbytnio ze światopoglądem czy życiowymi priorytetami większości rówieśników ze szkoły, więc trochę musiałam dostać od nich dla równowagi po głowie ;-) Przypomniałam sobie dziś o tym zdjęciu:
Nie sposób ukryć, że niezmiennie uwielbiam jeden odcień zieleni ;D
P.S. Kto pamięta, jakim hitem parę lat temu były bolerka, łapka w górę! 

Pewnego pięknego, gimnazjalnego dnia przemile rozpoczęłam poranek od usłyszenia wysyczanego przez przemiłą koleżankę komentarza, iż takie buty założyłaby jedynie jej ciotka. Well, baleriny noszone w czasie największej mody na skejterskie buty DC o szerokości równej ich długości z góry skazywały na publiczny lincz :D.  Sytuacja druga, nadal zostajemy w gimnazjalnych murach. A raczej poza murami, bo na boisku, w czasie przerwy. Rozmawiam z koleżanką, kiedy podchodzi do mnie siostra kolegi z klasy. Jak się okazało - podeszła, by zapytać się, czy mam na imię Amelia, gdyż jej brat uważa mnie za najbrzydszą dziewczynę w klasie. Do dziś nie wierzę, że ktoś mógł wykazać się takim poziomem chamstwa, ale cóż - GIMNAZJUM :D Kurczę, powinnam chyba tonąć w łzach do dziś - przecież wciąż wyglądam na siedemnaście (no, w porywach osiemnaście!) lat ;DD. Całe szczęście, że przywykłam do tego, że wyglądam jak chłopiec zbiegły z cygańskiego taboru. I wiecie co? Lubię siebie. A opinie kolegi, który mało mnie obchodził - cóż, również mało mnie obchodzą :D
Wybrałam dwa przykłady ze szkoły, jednak ludzie nieproszeni wtrącający się w moje życie pojawiają się całkiem systematycznie cały czas. Kiedy mam serdecznie dość - myślę o swojej absolutnie podstawowej zasadzie, której staram się  trzymać w relacjach z ludźmi - drugą osobę trzeba szanować. Może mnie irytować swoim zachowaniem tak, że mam ochotę zatańczyć na jednej nodze jive'a (ale ze względu na kolano kończę tańcząc to, ponieważ ma bezpieczniejsze ruchy:DD), mogę tej osoby nie lubić, ale nie mam najmniejszego prawa pozbawiać jej godności. Szacunek to absolutna podstawa podstaw! Żal mi ziomków, którzy czerpią energię życiową i radość...z jadu. Wybieram inną opcję...patrz: punkt drugi ;-)



PO DRUGIE: ŻYCZĘ LUDZIOM DOBRZE
Jestem zdania, że jeśli życie daje cytryny, to trzeba zrobić z nich lemoniadę. Inaczej z kwasoty można skisnąć. Uważam, że nic dobrego nie wynika z cieszenia się dokopaniem drugiej osobie, bo się jej nie lubi, czegoś zazdrości czy z jakiegokolwiek innego powodu. Wręcz przeciwnie. Niezmiernie fascynują mnie osoby, które zamiast pracować nad sobą - wytykają błędy drugiej stronie. Przecież oni są idealni w swoim mniemaniu ;-) Moim zdaniem w pierwszej kolejności trzeba pracować nad sobą. Kolejny raz wracam do fundamentalnego pytania, czyli: kim jestem, żeby komuś dyktować, jak ma żyć? Czym innym są rady bliskich osób, które cenię - kiedy robię coś głupiego i powinnam się ogarnąć. Takie słowa biorę do serca, bo wiem, że są słuszne. A czymś zupełnie innym są próby programowania mnie na zupełnie innego człowieka, bo ktoś tak chce, bo taką ma wizję mnie. Jeśli ktoś nie lubi mnie taką, jaka jestem - nie zmuszam ;-) Z drugiej strony - wszystkim Idealnym staram się życzyć dobrze. Bo...kim jestem, by komuś wysyłać złe fluidy i zatruwać życie? Wolę rozmnażać dobrą energię, bo tylko dzięki niej można coś budować, a nie dzielić. Kiedy czuję, że ciśnienie mi się podnosi - puszczam w konkretnym kierunku dobrą myśl. I czuję się z takim zachowaniem po prostu lepiej.

Wierzę, że warto życzyć ludziom dobrze. Każdemu.
Wierzę, też że karma wraca.
 
Hej, ziomki! Czy też macie ciekawe wspomnienia z gimnazjum? Jak radzicie sobie z ludźmi, którzy uprzykrzają życie?

You Might Also Like